Andy Sidaris w gorszej kondycji. Niby na pozór wszystko jest na swoim miejscu: biuściaste Playmates wcielają się w agentki do zadań specjalnych, są wielkie spluwy, eksplozje i rajska sceneria Hawajów. Czegoś jednak tym razem w miksturze zabrakło. Scenariusz wydaje się być nieco bardziej "serio", niż uprzednio (choć wciąż jest głupawy i sensu w nim niewiele), brakuje odjechanych, ekstrawaganckich pomysłów, a i na goliźnie Sidaris tym razem jakoś poskąpił.
Fabuła koncentruje się na spisku, którego celem jest wyeliminowanie agentki granej przez Donę Speir - z początku akcja może jeszcze wciąga, później jednak rozłazi się na ciąg bezsensownych potyczek i strzelanin. Mało wątków humorystycznych, a te które są, zaliczyć należy raczej do czerstwych. Najciekawsza jest postać agenta/magika, który bez ceregieli rozprawia się z rzezimieszkami w celi przesłuchań (najbardziej zapadająca w pamięć scena). Cała reszta to typowy C-klasowy ("C" jak...) szajs, pełen złego aktorstwa, durnych linii dialogowych i nieprzekonujących bijatyk. Można obejrzeć, ale do rozbrajającej dezynwoltury takiego "Hard Ticket to Hawaii" daleko.